- Tak. Nie wiedziałam... że można... w ten sposób. Na stojąco.
- To twoja druga lekcja. Będą jeszcze następne. - Następne? - wyszeptała prawie bez tchu. - Odrzuciła głowę do tyłu i napięła wszystkie mięśnie, łapiąc powietrze ustami. Nagle Lucien przytulił ją mocniej i jęknął głucho. - Dużo więcej. Zatrzymał się pod uchylonymi drzwiami salonu, W środku Rose z zapałem bębniła w jego stary fortepian. Obawiał się, że po tych ćwiczeniach instrument już nigdy nie odzyska dawnej świetności, ale przynajmniej jego kuzynka nie płakała z tego czy innego powodu. Prawdę mówiąc, nie słyszał jej pochlipywania od trzech dni, odkąd powiadomił ją o przyjęciu. Ustępstwo było niewielką ceną za względny spokój. Zadowolony z własnej przebiegłości, ruszył w dół po schodach. - Lex, jak myślisz, kto mi się pierwszy oświadczy? Przystanął w pół kroku i wytężył słuch. - A kogo masz na oku? najpiękniejsze wyspy w grecji Alexandra unikała go od trzech dni albo widywała się z nim w obecności przyzwoitki. Choć sukces umocnił jej pozycję guwernantki wszech czasów, sytuacja stawała się coraz bardziej denerwująca. Wiedział, że go pragnie. Dostrzegał to w jej oczach. I bardzo lubił udzielać jej lekcji. - Och, nie wiem. Lord Belton jest bardzo miły, ale nie sądzę, żeby mama się na niego zgodziła. - Rose, wiem, że masz obowiązki wobec rodziny, ale czy nie uważasz, że twój wybór Sok wzmacniający odporność jest co najmniej równie ważny, jak matki? Muzyka umilkła i Lucien przywarł do ściany. Czuł, że tej rozmowy nie powinien przegapić. - Mama jest zbyt zajęta narzekaniem na kuzyna Luciena, by się zorientować, że dokonałam wyboru. - Jednak na kogoś zwróciłaś uwagę w tym całym londyńskim chaosie. A lord Belton jest miły i dobry. To bardzo ważne. Lepiej nie wychodzić za podłego człowieka. Hrabia zmarszczył brwi. Podejrzewał, że sam należy do tych „podłych” dżentelmenów, o których wspomniała panna Gallant. - Kuzyn Lucien od kilku dni jest milszy - stwierdziła Rose. - Nawet mama to zauważyła. Pochwalił ją w duchu za zdumiewającą spostrzegawczość. Może jego kuzynka nie jest taka głupia, jak sądził. - Rzeczywiście. Nie wiesz, czy lord Belton przełożył piknik? Do diaska! Zapomniał o tym zupełnie. Przez ostatnie dni jego myśli całkowicie zaprzątała Alexandra. - Ach, Lucienie, tu jesteś. Wszędzie cię szukałam - rozległ się za nim głos ciotki Fiony. Zbeształ się za nieuwagę. - Sprawdzałem salę balową - wymyślił na poczekaniu. - To dobrze. Cieszę się, że wykazujesz takie zainteresowanie przyjęciem Rose. - Tak, cóż... - Obawiam się jednak, że służba nie podziela twojego entuzjazmu. Wimbole Prawo poinformował mnie właśnie, że nie wyśle nikogo do drukarni po próbki zaproszeń, choć uroczystość jest już za tydzień. - Prawda. Ruszył schodami w dół. - I mówi również, że nie zaaprobowałeś moich dekoracji. Kamerdyner robił się stanowczo zbyt gadatliwy. - Ja płacę i nie zamierzam zgodzić się na dwieście jardów różowej krepy. W drzwiach pojawiła się Rose. - Mamo, mówiłaś, że dekoracje będą żółte. - Może połączenie tych dwóch kolorów bardziej przypadłoby wszystkim do gustu -